Pierwsze przygody
W Katowicach ostatnie pożegnania i wskakujemy do samolotu do Warszawy. W stolicy mamy kilka godzin czekania więc wybieramy się nowiutko otwartą linią metra to Centrum i na Stadion Narodowy. Z Warszawy lecimy do Frankfurtu. Lot opóźniony jest o 1,5h z powodu burzy nad lotniskiem. Z ledwością zdążyliśmy na samolot do Panamy.
W Panamie mieliśmy przesiadkę. Musieliśmy czekać na samolot do Cartageny w Kolumbii 6h. Co uderzyło nas już tam to upał. Tylko przechodząc obok drzwi wyjściowych z terminalu, czuć było ciepło jak z piekarnika. Zmiana czasu na zegarku - 7h różnicy między nami a domem. Motor już na nas czeka w porcie.
Do Cartageny dotarliśmy wykończeni, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na odpoczynek. Od razu ruszyliśmy do portu, aby rozpocząć procedurę odebrania naszej GS-y. To dość skomplikowane dodając nasz brak języka hiszpańskiego. Ale nie poddawaliśmy się. Nękaliśmy urzędników i agentów ile się dało. Hotel La Magdalena był full wypas (jak na tutejsze warunki). Czysto i schludnie a do tego klima. Cartagena jest super. Piękne kolorowe miasto z wieloma zabytkami. Kolumbijska perła Karaibów. A życie zaczyna się tu w nocy, wtedy słońce nie świeci i robi się znośnie gorąco, do tego gwarno i tłoczno na ulicach. Różne zapachy przenikają powietrze a lekka bryza orzeźwia atmosferę.
Cały wtorek biegaliśmy po urzędach, agentach i portach, aż w końcu około 22:00 jest - Stefan wyjeżdża na naszej maszynie. Tak dawno jej nie widzieliśmy. Od razu wzbudzamy zainteresowanie i jak tylko przystaniemy to od razu formuje się grupka gapiów z tysiącem pytań. A my na to „no entiendo” czyli „nie rozumiem”. My som tera w Taganga, Santa Marta. Po nocy z robalami jedziemy na południe w stronę Medelin.
Chcemy opuścić Kolumbie jak najszybciej
bo tu drogo i robale.
Dziś spaliśmy z karaluchami większymi niż u Stefana na kompani, a do tego 100 różnych innych ciekawych zwierzów z nami (po hiszpańsku zwierzątka domowe to maskotas :).
Ala cala pogryziona. A najlepiej jest w kombinezonach i laczkach na motor w 35 stopni - bajka. Stefan się poci głównie na rękach a nie pod pachami jak normalny człowiek :) a ja mam katar ale nie leci mi z nosa bo wysycha. Fest fajnie, nareszcie robi się ciekawie.
Ruszamy dalej...